Edytory tekstowe XXI wieku: między geniuszem a absurdem
Jeśli myślisz, że edytory tekstowe to nudne narzędzia do pisania „Lorem ipsum”, to najwyraźniej przespałeś ostatnie dwie dekady. Współczesne edytory to kombajny produktywności, cyfrowe laboratoria pisarskie i – niestety – czasem też pole do popisu dla programistów, którzy postanowili udowodnić, że można przesadzić z funkcjonalnościami. Od minimalistycznych narzędzi dla purystów po monstra próbujące zastąpić cały system operacyjny – oto panorama edytorów tekstu w erze, gdy „tekst” często oznacza coś zupełnie innego niż jeszcze 10 lat temu.
Notatnik kontratakuje: dlaczego proste edytory wciąż mają się dobrze
W świecie, gdzie każda aplikacja chce być „platformą”, prostota staje się luksusem. I oto paradoks – podczas gdy giganty technologiczne prześcigają się w dodawaniu kolejnych warstw abstrakcji, takie narzędzia jak:
- Notepad++ (ten wiecznie młody dziadek)
- VS Code (w swojej podstawowej, nieprzerośniętej formie)
- Obsidian (dla miłośników markdowna i spiskowych teorii na temat własnych notatek)
…zdobywają rzesze fanów właśnie przez to, czego nie potrafią. Bo czasem najlepszym edytorem jest ten, który nie próbuje być twoim terapeutą, menedżerem projektu i sztuczną inteligencją w jednym.
Przypadek Sublime Text: elegancja w erze bloatware’u
Gdy w 2008 roku pojawił się Sublime Text, jego twórcy chyba nie spodziewali się, że stworzą ikonę minimalistycznej efektywności. Dziś, gdy większość konkurencji waży po kilka gigabajtów, Sublime wciąż można odpalić w mgnieniu oka. I choć jego cena (80 dolarów) wywołuje u niektórych zawał, to w erze subskrypcji jest to jeden z ostatnich przykładów „zapłać raz, używaj wiecznie”.
Edytor | Rozmiar instalacji | Czas uruchomienia | Cena |
---|---|---|---|
Sublime Text 4 | ~25 MB | <1s | $80 (jednorazowo) |
VS Code | ~300 MB | 2-5s | Darmowy |
JetBrains Fleet | ~800 MB | 10-15s | Subskrypcja |
VS Code: jak Microsoft przejął duszę programistów (i dlaczego to trochę straszne)
Gdy w 2015 roku Microsoft wypuścił Visual Studio Code, świat IT zareagował mieszaniną niedowierzania i podejrzliwości. „To na pewno jakiś podstęp” – myśleli programiści, przyzwyczajeni do ciężkiego, korporacyjnego Visual Studio. Tymczasem VS Code okazał się najskuteczniejszym trojanem w historii – lekki (początkowo), darmowy i otwarty (no, prawie).
Dziś VS Code to:
- De facto standard wśród developerów (według Stack Overflow używa go ~75% respondentów)
- Przykład, jak rozszerzalność może być i błogosławieństwem, i przekleństwem
- Żartobliwie nazywany „Visual Studio Bloat” przez tych, którzy pamiętają jego pierwszą wersję
Ekstensywna rozszerzalność: kiedy za dużo to już za dużo
Istnieje fundamentalna prawda o VS Code: świeża instalacja to tylko punkt wyjścia. Zanim skończysz czytać ten akapit, jakiś developer właśnie dodał kolejne rozszerzenie do swojego edytora, zamieniając go de facto w pełnoprawny kombajn do… właściwie wszystkiego. Oto przykłady rzeczy, które VS Code może robić dzięki rozszerzeniom (a których twórcy pewnie nie przewidywali):
- Odtwarzać muzykę (bo przecież Spotify to za mało wyzwanie)
- Pokazywać memy w panelu bocznym (bo productivity)
- Służyć jako klient email (bo czemu nie?)
- Być pełnoprawnym terminalem SSH (to akurat nawet użyteczne)
JetBrains Fleet: gdy edytor tekstu chce być IDE, systemem operacyjnym i może jeszcze ekspresem do kawy
Firma JetBrains, znana z tworzenia najbardziej rozbudowanych IDE na rynku, w 2021 roku postanowiła pokazać światu, że potrafi też stworzyć… no właśnie, co? Fleet został zapowiedziany jako „next-gen IDE/editor”, co brzmi jak marketingowy sposób na powiedzenie „nie jesteśmy pewni, co to jest, ale na pewno jest next-gen”.
Co ciekawe, Fleet próbuje pogodzić dwie sprzeczne tendencje:
- Być minimalistycznym edytorem dla tych, którzy chcą „tylko pisać kod”
- Przekształcić się w pełnoprawne IDE, gdy zajdzie taka potrzeba
Efekt? Cóż, jak to zwykle bywa z hybrydami – albo zachwyca, albo irytuje. A czasem jedno i drugie równocześnie.
Obsidian, Notion i cała reszta: gdy tekst przestaje być tylko tekstem
W drugiej dekadzie XXI wieku zdaliśmy sobie sprawę, że tekst to nie tylko ciąg znaków. To sieć powiązań, baza wiedzy, żywy organizm. I tak narodziły się narzędzia jak:
- Obsidian – gdzie każdy dokument może linkować do każdego, tworząc osobistą Wikipedię
- Notion – który udowadnia, że edytor tekstu może być też bazą danych, kalendarzem i listą zadań
- Roam Research – dla tych, którzy uważają, że tradycyjne notatki to przeżytek
Te narzędzia kwestionują samo pojęcie „edytora tekstu”, zamieniając pisanie w proces niemal filozoficzny. Pytanie tylko, czy czasem nie gubimy w tym wszystkim tego, o co chodziło od początku – czyli po prostu zapisywania myśli.
Przyszłość: AI jako współautor, redaktor i być może lepszy pisarz niż ty
Gdy myślimy o edytorach przyszłości, nie sposób ignorować słonia w pokoju – sztuczną inteligencję. Już dziś:
- GitHub Copilot podpowiada całe linijki kodu
- Narzędzia jak Grammarly poprawiają naszą prozę
- ChatGPT potrafi generować tekst na żądanie
Pytanie, które coraz częściej się pojawia: czy za 10 lat edytory tekstu będą jeszcze narzędziami do pisania, czy może raczej do kierowania procesem tworzenia tekstu przez AI? I czy w ogóle będziemy jeszcze pisać samodzielnie, czy tylko redagować to, co wygenerują za nas algorytmy?
Podsumowanie: edytory jako zwierciadło naszej epoki
Patrząc na ewolucję edytorów tekstu w XXI wieku, widać wyraźnie nasze technologiczne neurozy. Z jednej strony – tęsknota za prostotą i skupieniem. Z drugiej – niepohamowana chęć dodawania kolejnych funkcji, integracji i warstw abstrakcji. Może więc najlepszym edytorem nie jest ten z najwięcej funkcjami, ani nawet nie ten najprostszy, ale ten, który pozwala nam zapomnieć, że w ogóle z niego korzystamy. Albo przynajmniej taki, który nie próbuje być mądrzejszy od swojego użytkownika… chyba że akurat tego potrzebujemy.
A na koniec refleksja: może prawdziwym edytorem XXI wieku okaże się w końcu stary, dobry Notatnik? W końcu – jak mawiają programiści – „it does one thing and does it well”. I to w czasach, gdy większość aplikacji robi sto rzeczy i połowę z nich kiepsko.
Related Articles:

Cześć!
Mam na imię Marek, ale w sieci znajdziesz mnie jako TechNomad. Od dzieciaka rozkręcałem, lutowałem i testowałem wszystko, co miało kabel lub baterię. Dziś łączę pasję do technologii z misją poprawiania świata – szukam rozwiązań, które nie tylko wyglądają fajnie, ale mają sens w codziennym życiu.
Na moim blogu znajdziesz recenzje, porównania i nietypowe testy smartfonów, komputerów, hulajnóg elektrycznych i mobilnych paneli solarnych. Ale to nie wszystko – pokazuję też, jak technologia może wspierać ekologię, mobilność i wolność.
Jeśli lubisz gadżety, które działają na co dzień, projekty DIY i rozmowy o tym, jak technologia zmienia świat – jesteś w dobrym miejscu!
Zapraszam Cię do wspólnej podróży 🚀